04-07-2025 eKurier | Kurier Plus
„Fortepian, głos i odwaga” – opowieść o twórczej transformacji
Romantycznie, ale z pazurem
Z Kashią VEGĄ rozmawia Ewa Maria SLASKA
- Romantycznie, ale z pazurem. Tak pani śpiewa, prawda? Jak rozpoczęła się Pani muzyczna droga?
- Pochodzę ze Szczecina i to właśnie tam stawiałam swoje pierwsze muzyczne kroki - początkowo jako pianistka. Od najmłodszych lat czułam magiczną moc fortepianu. Moja starsza siostra uczęszczała do szkoły muzycznej, a ja - jeszcze jako mała dziewczynka - skradałam się, podglądałam, podsłuchiwałam... Już wtedy bardzo chciałam grać.
- W końcu sama rozpoczęłam naukę w szkole muzycznej i zdobyłam dyplom w klasie fortepianu. Ale ta miłość do instrumentu była czymś więcej niż tylko nauką - była czymś niemal mistycznym. Nadal tak jest. Potrafię wejść do ciemnego pomieszczenia, nic nie widzieć - a jednak wyczuć, że gdzieś, w ostatnim kącie, stoi fortepian. To jest czysta miłość. Fortepian to dla mnie coś więcej niż instrument - to mój towarzysz. Kiedy gram, czuję, że między nami toczy się dialog - reaguje na emocje, które przekazuję poprzez dźwięki. W muzyce nigdy nie jestem sama - on jest ze mną, współtworzy, współodczuwa. To rozmowa bez słów, ale bardzo prawdziwa.
- To właśnie ta relacja z fortepianem sprawiła, że poszłam również w stronę muzyki. Od tamtej pory żyję w dwóch światach - tym codziennym, „zwyczajnym" i tym drugim, malowanym dźwiękiem.
- Zaczęłam tworzyć i pisać swoje własne piosenki mniej więcej w wieku 13 lat. Jednym z impulsów były autorskie utwory Anity Lipnickiej - próbowałam ze słuchu zagrać „Rzekę", a pod palcami zaczęło układać się coś mojego, coś nowego. I tak zaczęłam komponować.
- To było coś naprawdę magicznego - od kiedy zaczęłam pisać i komponować, moja miłość do fortepianu jeszcze się pogłębiła. Muzyka pozwalała mi „zapisywać świat". Nigdy nie umiałam prowadzić pamiętnika, ale potrafiłam ubierać uczucia i myśli w dźwięki.
- Jako nastolatka poruszałam się w klimatach poezji śpiewanej - ale z reguły były to moje autorskie teksty. Lubię od czasu do czasu zaśpiewać piosenki innych artystów, bo jest to inspirujące i również rozwijające. Lecz przede wszystkim pragnę tworzyć i wykonywać własne utwory.
- Czy był w Pani życiu moment przełomowy, który wpłynął na dalszy rozwój - nie tylko muzyczny, ale i osobisty?
- W wieku 16 lat otrzymałam stypendium i wyjechałam do szkoły z internatem na północy Niemiec - Stiftung Louisenlund. To była przepiękna szkoła i jeden z najważniejszych okresów w moim życiu - także pod względem muzycznym.
Bardzo szybko odkryłam, że szkoła ma aulę z dwoma fortepianami. Zdobyłam do niej klucz i w każdej wolnej chwili - nawet między lekcjami - biegłam tam, żeby grać i komponować. Fortepian był ze mną wszędzie, a muzyka naturalnie zaczęła przyciągać ludzi. Kto tylko przechodził obok, zatrzymywał się zaciekawiony dźwiękami. W ten sposób poznałam właściwie całą szkołę - i zostałam zaproszona do szkolnego zespołu. Zagraliśmy wspólnie kilka koncertów, a nawet pojechaliśmy na małe tournée.
Stiftung Louisenlund bardzo wspiera swoich uczniów. Szkoła zaproponowała mi prywatne lekcje gry na fortepianie - pod warunkiem, że na koniec roku zagram recital. Dla mnie to nie był
...Pozostało jeszcze 80% treści
Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 04-07-2025